1.06.2013

Rozdział 5

Kathleen

Poczułam jego ciepłą dłoń na moim kolanie, odwróciłam twarz w jego stronę, a on wpatrywał się w moje oczy. Byliśmy ze sobą rok i jeden miesiąc, a on nadal patrzył na mnie w ten sam sposób jak się poznaliśmy.
Nasz związek przypomina trochę komedię romantyczną, nawet sposób poznania idealnie pasuje do filmu. Kupowałam kawę w szkolnym automacie, byłam bardzo wykończona, zresztą kto nie jest padnięty na początku roku szkolnego? Całe wakacje człowiek odpoczywa, późno wstaje aż tu nagle zaczyna się szkoła i trzeba rano wstawać.
On czytał swój nowy plan lekcji i podszedł do mnie z pytaniem gdzie się znajduje sala numer 74. Jego przyjemny głos sprawił, że od razu się uśmiechnęłam, a gdy odwróciłam głowę i zobaczyłam jego twarz zapomniałam jak się nazywam. On też stanął i nie wiedział co powiedzieć. Nie pokazałam mu tej sali, przegadaliśmy całe zajęcia, potem kolejne.
Czasopisma nazywają to miłością od pierwszego wejrzenia, ale ja nazywam to spotkaniem tego jedynego. Bo uważam, że Will to ten jedyny na całe życie. Skąd to wiem?
Miałam już 5 chłopaków, każdy po nie całym pół roku chciał jednego: seksu. A ja nie jestem typem dziewczyny, która chodzi z każdym do łóżka. Will jest inny. Jego jestem pewna, wiem, że nie chodzi ze mną tylko dla seksu. Nie umiem tego wytłumaczyć, po prostu kobieca intuicja mi to podpowiada. Zresztą moja rodzina taka już jest. Dina – najstarsza siostra poznała swojego chłopaka 3 lata temu, a teraz planują ślub. Wcześniej miała wielu chłopaków, ale dopiero przy nim zrozumiała, co to jest miłość. Zawsze mi powtarzała, że jak go spotkam tego jedynego to będę o tym wiedzieć.
Mike – mój brat też jest zakochany, trochę krócej niż ja bo tylko 3 tygodnie, ale stwierdził, że to ta jedyna. Moja mama boi się, że będzie chciał się już zaręczać i będzie musiała wydawać dwa śluby w ciągu jednego roku.
Dani spotyka się z jakimś Kevinem od 3 miesięcy, nic o nim tak naprawdę nie wiemy. Wydaje mi się, że ona jeszcze nie spotkała tego jedynego, bo jej oczy nadal się nie śmieją, chociaż twierdzi, że jest najszczęśliwszą osobą na świecie.
Ale wracając do mnie i Willa, ja wiem, że to ten jedyny. Nie naciskał na mnie odnośnie seksu, ale w końcu on nastąpił. Nasz pierwszy raz był dziwny, nie do końca nam wyszedł. Za bardzo byliśmy zestresowani tym wszystkim. Ale za to drugi i trzeci i czwarty iii... wszystkie kolejne były wspaniałe, magiczne. Każdy jego dotyk sprawia, że jestem szczęśliwa, czuje się kochana.
Wiele osób nam mówiło, że to po pierwszym miesiącu przejdzie, to całe zauroczenie i w końcu będziemy zauważać tylko swoje wady, a później zerwiemy. Jesteśmy ze sobą 13 miesięcy, nadal się kochamy, zauważamy zalety i wady.
Pocałował delikatnie moje usta, gdy piosenka dobiegła końca. Poszliśmy do naszego stolika, żeby czegoś się napić.
-Tańczyliście jakby nikogo innego nie było na sali. - Usłyszałam szept mojej przyjaciółki. Uśmiechnęłam się tylko do niej, nie odpowiadając. Bo przy Willu zawsze czuję się, jakby nikogo więcej nie było oprócz nas. Liczył się tylko on.
Opowiadał mi, że przed poznaniem mnie jego życie nie miało sensu, śmierć matki sprawiła, że nie umiał się uśmiechać. Dopiero ja sprawiłam, że znowu czuje, że żyje. Wiem, że wcześniej interesowała go tylko muzyka, nie chciał mi powiedzieć, dlaczego skończył z graniem, ale czułam, że to miało związek z jego mamą.
Miałam swoją teorię na ten temat. Moim zdaniem to matka zawsze zachęcała go do grania, a teraz, gdy jej nie ma Will nie umie się przełamać żeby coś zagrać. Bo wie, że ona już nigdy tego nie usłyszy, a on nie będzie widział jej wsparcia. Woli nie grać, niż cierpieć.
Jego zdjęcia z dzieciństwa najczęściej przedstawiają jego przy perkusji uśmiechającego się od ucha do ucha. Pewnie zdjęcia robiła mu mama, która była z niego dumna. A on był szczęśliwy, że może realizować swoje marzenia. Miał oparcie w rodzicach, teraz ma tylko tatę, który nie umie zająć się dziećmi. Will bardzo często spóźnia się na pierwsze lekcje, bo na przykład musi odwieźć młodsze rodzeństwo do szkoły. Nigdy nie narzekał, dla niego siostra i brat byli bardzo ważni, ale przecież Will też ma swoje życie, jest młody, a czasami zachowuje się jakby był ich ojcem.
Chciałam, żeby mój chłopak śmiał się jak ten mały chłopczyk ze zdjęć, dlatego po balu zabrałam go do mnie do domu. Zaprowadziłam go do piwnicy, w której spędziłam ostatnie dni. Wysprzątałam, wymalowałam ściany i teraz piwnica nie przypominała opuszczonego miejsca.
Przed wejściem zawiązałam Willowi oczy i pozwoliłam mu je odsłonić, gdy weszliśmy do środka.
-Możesz je otworzyć. - Staliśmy przed perkusją, a chłopak pomału otwierał oczy. Gdy zobaczył sprzęt nie wydawał się szczęśliwy. Zaczął szybciej oddychać, jego ręce trzęsły się.
-Will co Ci jest? - Nie rozumiałam jego stanu. Chciałam, żeby był szczęśliwy, a zachowuje się, jakbym zabiła kogoś z jego bliskich.
-Dlaczego to tu stoi?! – Nagle wybuchł, jego twarz poczerwieniała, a żyły na szyi zaczęły być bardziej widoczne. – Jak Ty nic nie rozumiesz! Porąbało Cię już do reszty?! Myślałem, że mnie wspierasz! A Ty mi wbijasz nóż w plecy?! – Stałam nieruchomo bojąc się odezwać. Przez chwilę się go wystraszyłam, nie poznawałam go. Nigdy taki nie był.
Will kopnął wiaderko, które stało przy drzwiach i wybiegł z garażu. A ja? Ja stałam nie umiejąc nad sobą zapanować. Łzy spływały mi po twarzy, sprawiając, że coraz trudniej mi się oddychało. Zaczęło mi się kręcić w głowie, dlatego upadłam na podłogę. Moje ciało drżało a po chwili poczułam kogoś ręce, które mnie przytulały.
-Ciii, już dobrze. Nie płacz. Powiesz mi, co się stało? – Dina próbowała mnie uspokoić, ale to nic nie pomagało.
Nigdy takiego go nie widziałam, bałam się, że mnie uderzy, chociaż nie wiem, co byłoby gorsze. Jego krzyki czy ból, jaki bym poczuła po uderzeniu.
-Już nie płacz, uspokój się i na spokojnie porozmawiajmy dobrze?
Popatrzyłam na nią i od nowa zachciało mi się płakać. To była moja pierwsza poważna kłótnia z Willem. Ale nie to w tym wszystkim było najgorsze, nagle do mnie dotarło, że mogę go stracić. A ja nie wyobrażam sobie bez niego życia.

Witajcie... po dwóch miesiącach przerwy. Ten rozdział ciężko mi się pisało bo tej postaci miało nie być, ona wyszła nagle i nie jestem do końca do niej przekonana. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. Mam co do tej dwójki pewien plan, ale jeszcze nie wiem kiedy dokładnie go wcielę w życie. Następny rozdział jest już dawno napisany, więc na pewno pojawi się szybciej niż ten.
Ten rozdział to taki mały prezent dla Was bo dzisiaj nasze święto "Dzień Dziecka".
Czekam na szczere komentarze.
Chciałabym Was jeszcze zaprosić na bloga i--am--what--i--am.blogspot.com

czytam=komentuję

7.04.2013

Rozdział 4


Danielle

Jechałam z Kevinem do restauracji, w której miałam poznać jego rodziców. Ubrałam swoją najlepszą sukienkę, jaką miałam w szafie, ale i tak bałam się, że nie będę pasować do jego świata. Opowiadał mi o swoim zespole i z tego, co powiedział naprawdę są sławni. Nie szukałam informacji o nim, bo stwierdziłam, że to jest bezsensu, chciałam go traktować jak normalnego chłopaka, a on ucieszył się z tego pomysłu. Poprosiłam go, aby na razie prasa się o nas nie dowiedziała, dlatego przez ostatnie trzy miesiące naprawdę musieliśmy wymyślać szalone pomysły, aby tylko się spotkać. Bardzo go lubiłam, podobał mi się nie tylko z wyglądu, ale także z charakteru, jednak przez ostatnie godziny moje myśli wędrują do Nicka i do tego wydarzenia z rana. Mimo że minęło dopiero 5 godzin wymieniliśmy, że sobą około 100 smsów, po których zawsze na mojej twarzy pojawiał się uśmiech, jednak odkąd spotkałam się z Kevinem telefon schowałam do torebki, a dźwięk wyłączyłam. Jednak i tak mnie kusiło, aby wyciągnąć go i sprawdzić czy nie dostałam jakiegoś smsa. Chociaż, bez sprawdzenia byłam pewna, że jakiś jest.
Podjechaliśmy pod lokal na obrzeżach miasta. Kevin wyszedł pierwszy, a ja z kierowcą podjechałem pod tylne wejście, dzięki czemu wszyscy myśleli, że Kevin przyjechał sam. Wychodząc z samochodu zauważyłam ukochanego w drzwiach a na widok jego uśmiechu przestałam się denerwować tym spotkaniem. Myśli o telefonie uciekły. Podeszłam do Kevina, a on położył mi rękę na plecach. Przysunął głowę do mojego ucha i szepnął mi:
-Mówiłem już, że wyglądasz pięknie? - Zaśmiałam się cicho i kokieteryjnie odpowiedziałam:
-Chyba mi tego nie mówiłeś. - Wiedziałam, że to nie prawda, bo usłyszałam to od niego chyba 10 razy, jak nawet nie więcej.
Ruszyliśmy w stronę stolika, przy którym cztery miejsca były już zajęte. Na nasz widok wszyscy wstali. Podeszła do nas najpierw mama Kevina, która wcale nie wyglądała jak jego mama, a jej włosy były naturalnie piękne. Tak to moja wada, jako fryzjerka pierwsze, na co zwracam uwagę u człowieka to włosy.
Następnie przywitaliśmy się z tatą Kevina, który diametralnie różnił się od mojego ojca. Papa Jonas był poważny, elegancki, a jego głos był bardzo wyraźny, mój za to był człowiekiem bardzo prostym i szczerym, czasami aż za bardzo.
Najmłodszy brat Kevina – Frankie był uroczym, grubszym dziesięciolatkiem. Joe miał swój dziwny styl, ale był bardzo sympatyczny. Często opowiadał śmieszne historie, dzięki czemu atmosfera była bardzo luźna.
Po godzinie moja ciekawość nie wytrzymała, wzięłam torebkę, przeprosiłam wszystkim i wyszłam do toalety. Weszłam do kabiny i wyciągnęłam telefon. Nie myliłam się, miałam jedną wiadomość: „Może masz ochotę jutro wypić kawę?”
Po tym zdaniu poczułam jak krew schodzi mi z twarzy. Mój rozum nakazywał mi napisać: „Nie”, a jednak coś w środku sprawiło, że moje palce napisały: „Chętnie”. Wiedziałam, że to wszystko zdąża w złym kierunku, a mimo to chciałabym się z nim spotkać.
Reszta wieczoru minęła bardzo spokojnie i sympatycznie. Rodzina Kevina bardzo przypominała mi moją. Zawsze możemy na siebie liczyć i wszyscy ze sobą chętnie rozmawiają. Mimo że są sławni, zachowują się jak normalne osoby.
Gdy wszyscy się pożegnaliśmy, Kevin już własnym samochodem odwiózł mnie do mojego mieszkania.
-Jak się bawiłaś? - Zapytał, gdy dotarliśmy na miejsce.
-Wspaniale, twoi rodzice są bardzo sympatyczni.
-Mama już Cię uwielbia. - Uśmiechnął się do mnie i nachylił głowę w moim kierunku, a po chwili poczułam jego miękkie usta na swoich. - Nie tylko ona Cię uwielbia. - Szepnął mi do ucha, o czym je pocałował.
-Tak? - Zapytałam kokieteryjnym głosem. - A kto jeszcze?
-Mój tata. - Wyszeptał między pocałunkami i poczułam jak się uśmiecha. Postanowiłam zabawić się z nim w tą grę.
-I Frankie? - Zapytałam.
-On to już w ogóle! - Kevin zaczął się śmiać.
-I tylko oni? - Zbliżyłam usta do jego i je pocałowałam.
-Joe może tego nie powiedział, wprost, ale i tak wiem, że Cię uwielbia.
-Sporo osób mnie uwielbia, ale dla mnie to i tak nadal mało. - Popatrzyłam mu w oczy i po chwili zaczęłam żałować, tego, że pozwoliłam wypowiedzieć Kevinowi te dwa słowa.
-Kocham Cię. - Kevin spojrzał na mnie poważnie i wiedziałam, że czeka na te słowa ode mnie, a ja siedziałam cicho i nic się nie odzywałam. Czekałam bardzo długo, aby wreszcie usłyszeć te słowa od osoby, która mówi je szczerze i teraz, gdy je usłyszałam miałam ochotę się rozpłakać. Nie ze szczęścia, ale z rozpaczy, że on mnie kocha a ja?
To jest pytanie, które powinnam sobie zadać jeszcze przed tą kolacją. Kocham go? Chcę z nim być?
Nie wiem, dlaczego zastanawiając się nad tym przed oczami mam Nicka, a nie Kevina. Przecież to jest jakiś obłęd. Spędziłam z nim około pół godziny, a z Kevinem byłam 5 miesięcy.. Dlaczego zamiast odpowiedzieć mojemu chłopakowi ja myślę o chłopaku, którego nie znam?
Nie odpowiedziałam Kevinowi, zamiast tego uśmiechnęłam się do niego, a na jego ustach złożyłam krótki pocałunek. Wyszłam z samochodu pod pretekstem, że jestem zmęczona, a jutro czeka mnie długi dzień.
Widziałam ból w jego oczach, ale nie mogę nic innego zrobić.
Położyłam się na łóżku i zaczęłam płakać. Musiałam dać upust swoim emocją, gdy tylko trochę się uspokoiłam wzięłam do ręki telefon i zauważyłam smsa od Nicka: „Super! W takim razie do jutra”.
„Co ja robię?” - Pomyślałam i wykręciłam numer Dine, mojej starszej siostry z nadzieją, że ona mi pomoże. Zawsze na nią mogę liczyć. Niestety, włącza się sekretarka.

Po godzinie zasnęłam nadal nie znając odpowiedzi na pytanie „co ja robię”.  




Wybaczcie mi, że dopiero dzisiaj dodałam rozdział, nie wiem nawet dlaczego. Ten rozdział miałam już gotowy przed stworzeniem bloga, więc nie mam dla siebie wytłumaczenia.
Dziękuję wszystkim, który zostawiają komentarze, fajnie jest przeczytać co się Wam podoba, co nie, a przede wszystkim wiedzieć ile osób to czyta.
Dzisiaj również proszę o opinie. :)
Zapraszam na mojego drugiego bloga i-remember-the-past.blogspot.com

czytam = komentuję

11.03.2013

Rozdział 3

Mia

Moje życie nigdy nie było usłane różami. Śmierć ojca, gdy miałam 5 lat, przeprowadzki, ślub mamy a potem jej rozwód, który spowodował, że się załamała i zaczęła pić. Potem gwałt i on... o którym nigdy nikomu nie powiedziałam. Dopiero teraz moje żucie zaczęło się układać, jestem aniołkiem Victoria Secrets i jestem z tego dumna. Nie wstydzę się swojego ciała, mam pieniądze na wszystko, o czym moja dusza zamarzy. I chociaż wszyscy właśnie taką mnie znają: szczęśliwą, zadowoloną z życia – mi czegoś brakuje. Miłości i rodziny. Patrzę na moje koleżanki, które realizują się zawodowo i mają szczęśliwe rodziny i czuje, że ja też bym tak chciała.
Cztery lata temu sama podjęłam decyzję, aby odciąć się od rodziny, przyjaciół. Chciałam o tym wszystkim zapomnieć i wyjechałam do wielkiego świata. Hollywood. Moja agentka dostrzegła mnie w parku i powiedziała jedno: „W końcu Cię znalazłam”. Od tamtego momentu stałam się jedną z najlepszych modelek świata, jestem szanowana w świecie mody. Chodzę na masę randek, ale ani razu nie poznałam tego jedynego. Nie poddaje się, wiem, że ktoś jest mi pisany i w końcu zakocham się do szaleństwa. Rano będę się budzić w ramionach ukochanego, potem weźmiemy ślub, urodzę mu dwójkę dzieci. Na starość będziemy siedzieć w bujanych fotelach na tarasie naszego małego, uroczego domku, a po ogrodzie będą biegać nasze wnuki.
Wydaje mi się, że nie wymagam za dużo, przez całe moje życie miałam pod górkę, więc chyba mogę być szczęśliwa. Tak naprawdę szczęśliwa. Na zewnątrz i w środku.
Na razie muszę się skupić na teraźniejszości i przestać żyć przeszłością.
Jednak wiem, że to nie jest łatwe. Nie umiem o nim zapomnieć. Codziennie zastanawiam się, co by było gdybym go nie oddała?
Decyzja o oddaniu go, była najtrudniejszym wyborem, jaki musiałam podjąć w życiu. Miałam 16 lat gdy zaszłam w ciążę, byłam jeszcze dzieckiem. Nie planowałam tego.
Gdy wracałam do domu jakiś obleśny, pijany facet zaciągnął mnie do jakieś starej opuszczonej szopy. Nie miałam tyle siły co on i nie umiałam mu się wyrwać. Swoimi wielkimi łapami ściągał ze mnie ubranie, dotykał moje ciała. Nie umiałam nawet krzyczeć i prosić o pomoc, byłam za bardzo wystraszona. Wiedziałam, co zaraz nastąpi, ale modliłam się o jakiś cud, który niestety nie nastąpił. Każda dziewczyna w moim wieku inaczej planowała swój pierwszy raz. Róże, świece i chłopaka, którego się kocha. A nie jakiegoś pijaka…
Nigdy nikomu o tym nie powiedziałam, bałam się, że jeżeli komuś zdradzę moją tajemnicę, zostanę wyśmiana.
Tego dnia wróciłam roztrzęsiona do domu, ale jak zawsze, moja matka leżała w salonie a obok niej była pusta butelka taniej wódki. Przez alkohol nawet nie zauważyła, że coś się stało jej córce, nic ją nie obchodziło. Gdyby żył tata moje życie wyglądałoby lepiej.
Dopiero wtedy zrozumiałam, że jestem zdana tylko na siebie.
Trzy miesiące później zorientowałam się, że moja miesiączka się spóźnia, a piersi zaczęły mi rosnąć. Nie musiałam robić testu ciążowego, żeby wiedzieć, że jestem w ciąży. Test zrobiłam tylko dla potwierdzenia.
Nie powiedziałam o tym mamie, ani mojej najlepszej przyjaciółce. Ukrywałam ciążę do końca. Mało przytyłam, a brzuszek zakrywałam pod luźnymi ubraniami. Bałam się tego, że jak ludzie się o tym dowiedzą zaczną plotkować na mój temat. Nie chciałam tego.
Dzień porodu zbliżał się bardzo szybko, a ja nie wiedziałam, co chcę zrobić z dzieckiem. Nie mogłam go zatrzymać, miałam tylko 17 lat, ale od samego początku wiedziałam, ze nie mogę się zdecydować na aborcję, nie chciałam nikogo zabijać. Postanowiłam go oddać do domu dziecka, żeby miał możliwość na lepsze życie, które niestety ja nie mogłam mu zapewnić.
Po porodzie napisałam list, który położyłam na moim szpitalnym łóżku i uciekłam. Nigdy więcej nie widziałam mojej mamy, w liście wszystko jej wyjaśniłam, dlaczego tak postanowiłam. A przede wszystkim napisałam mojemu synkowi, dlaczego postanowiłam go zostawić.
Rok temu dostałam list od mojej mamy. Napisała, że widziała mnie w telewizji podczas pokazu bielizny. Przepraszała mnie za to, że nie miałam u niej wsparcia. Przyrzekała, że się zmieniła i prosiła abym wróciła. Jednak ja jej już nie wierze, a może wierze, ale boję się, że znowu mnie zawiedzie.
Już się przyzwyczaiłam, że jej nie ma. Dla mnie ona umarła i nigdy jej nie wybaczę, że nie mogłam na nią liczyć, gdy tego najbardziej potrzebowałam.
A mój syn? Czy mogę myśleć, że jest mój? Nie jestem matką, jestem tylko kobietą, która go urodziła i dała mu życie. On był mój przez 9 miesięcy, gdy go nosiłam pod sercem, gdy się urodził, przestał być mój a ja jego. Tak dla niego będzie lepiej. Może dzięki mojej trudnej decyzji on teraz ma kochającą rodzinę.
Jednak, gdy zamykam wieczorami oczy widzę te jego mądre oczka jakby przeczuwały, że widzimy się po raz ostatni… Ten obraz zawsze pozostanie w mojej pamięci.


dziękuję za wszystkie komentarze pod wcześniejszym rozdziałem :) Jestem ciekawa co sądzicie o tym rozdziale. Mia nie jest łatwym bohaterem, pomysł na jej problem powstał czytając książkę "Emily Giffin - Pewnego dnia", którą serdecznie polecam :) Tak więc liczę na szczere opinie i przy okazji zapraszam na mojego drugiego bloga i-remember-the-past.blogspot.com
Jeżeli chcesz być informowany/a o nowych rozdziałach to proszę o kontakt w komentarzach, bo się trochę pogubiłam kogo informować a kogo nie :)

czytam=komentuję

22.02.2013

Rozdział 2

Nick

-Zakochałem się! – Ucieszony Kevin zaczął opowiadać o tym, że poznał dziewczynę swoich marzeń, że jest piękna, ma kręcone blond włosy. Jej uśmiech sprawia, że miękną mu kolana. Jest w tym samym wieku co on, jest inteligentna, pracuje w salonie fryzjerskim, do którego Kevin cztery miesiące temu wpadł przypadkiem, bla bla bla…
Spojrzałem na Joego, który chyba też już ma dość tej paplaniny naszego braciszka.
-A co u Ciebie Joe? – Zapytałem, gdy tylko na chwilę Kevin przestał gadać.
Siedzimy w kawiarni na rogu 15, chcemy pogadać o zespole. Przez ostatnie 5 lat pracowaliśmy bez odpoczynku, teraz chcemy trochę odpocząć, zająć się swoimi marzeniami. Ja chciałbym nagrać swoją płytę, Joe pojeździć po świecie a przede wszystkim pojechać do Afryki i pomóc potrzebującym, a Kevin chyba jeszcze sam nie wie czego chce, teraz to pewnie marzy tylko o spotkaniach z nową dziewczyną, potem wziąć ślub, założyć rodzinę. Zawsze o tym marzył, nie żebym ja tego nie chciał. Ale dopiero mam 20 lat, chce na razie spełnić swoje marzenia, dopiero potem gdy będę miał na to czas pomyślę o rodzinie. Rodzice pewnie nie byliby zadowoleni, gdybym im o tym powiedział, dla nich rodzina jest najważniejsza.
-Jutro jadę na weekend do rodziców, dawno ich nie widziałem, no i stęskniłem się za naszym braciszkiem, a Wy jakie macie plany na weekend?
-Ja chciałbym się spotkać z zespołem The Administration i pogadać o ewentualnej współpracy.
-Czyli na serio o tym myślisz? - Zapytał mnie Kevin.
-Myślę, że nadszedł ten czas, abyśmy mogli na chwilę od siebie odpocząć, odkąd pamiętam zawsze pracujemy razem.
-Dzięki temu w końcu będziemy mogli być braćmi, a nie wspólnikami. - Joe podzielał moje zdanie, akurat o jego reakcję się nie bałem, bo często z nim o tym gadałem. Bardziej martwiłem się co o tym sądzi Kevin, jednak jak się okazało niepotrzebnie.
-Uważam, że to bardzo dobry pomysł, każdemu z nas przyda się chwila dla siebie. Ale kiedyś wrócimy do tego, prawda? - Zapytał mój najstarszy brat.
-No jasne! - Ucieszyłem się, że moi bracia nie są na mnie źle, że chcę zacząć solową karierę. Od jakiegoś czasu chodził mi taki pomysł po głowie, a dopiero teraz czuję, że to wszystko może się udać bo mam poparcie moich braci.
Reszta spotkania przebiegła spokojnie, wspominaliśmy o początkach naszej kariery. O tym jak ciężko było nam się wybić, a potem wszystko poleciało tak łatwo. Rozmawialiśmy o naszych fanach, jak zareagują na wieść, że chcemy zrobić sobie dłuższą przerwę. Zastanawialiśmy się o naszej przyszłości, naszych planach.

Następnego dnia spotkałem się z zespołem, który od początku przypadł mi do gustu. Mieliśmy wspólne pomysły, tylko czasami szczegóły nam nie pasowały, ale w końcu i tak się dogadaliśmy i wszyscy byliśmy zadowoleni. Cieszyłem się, że następne miesiące będę mógł spędzić z ludźmi, którzy tak jak ja kochają muzykę i mają pasję w życiu bez której nie mogą żyć.
Po miesiącu pracy nad tekstem i muzyką weszliśmy do studia i zaczęliśmy nagrywać. Czasami spędzaliśmy w studio 20 godzin dziennie i wracaliśmy do mieszkań tylko po to, żeby wziąć prysznic, przespać się i przebrać.
Pierwszy raz w życiu nie spędzałem tyle czasu z moimi braćmi, ostatni raz widziałem się z nimi w kawiarni, dzień przez spotkaniem z Johnem, Michaelem, i Tommym. Praca nad czym swoim, prywatnym była dla mnie niesamowita przez co nie miałem nawet czasu pogadać z rodzicami i braćmi.

Wieczorem pewnego dnia, gdy wyszedłem ze studia w którym nagraliśmy piosenkę „Who I am” zadzwoniłem do Joe. Chciałem mu o tym wszystkim opowiedzieć. Zawsze łączyła nas specyficzna więź, byliśmy braćmi, ale co najważniejsze byliśmy przyjaciółmi. Wiem, że gdybyśmy nie byli spokrewnieni to prędzej czy później i tak byśmy się odnaleźli i zostali przyjaciółmi. Oczywiście Kevina też kochałem, ale pierwszą osobą, do której zawsze dzwoniłem, aby o czymś pogadać był Joe.
-To wszystko co się teraz wokół mnie dzieje jest jakieś niesamowite! - Wykrzyczałem do słuchawki.
Joe cierpliwie mnie wysłuchał, cieszył się razem ze mną.
-Jutro Kevin ma przestawić rodzicom swoją dziewczynę, podobno to coś poważnego. Przyjedziesz?
-Jutro? Kurcze chciałbym, dawno Was nie widziałem, ale nie mogę, umówiłem się z chłopakami. Ale jeżeli to coś poważnego to na pewno ją jeszcze poznam.

Następnego dnia rano w drodze do studia wstąpiłem do Starbucksa po kawę, aby się obudzić. To jedyne miejsce, gdzie są naprawdę pyszne napoje. Wychodząc oczywiście czekało na mnie przed wejściem kilka fanek. Podszedłem do nich, zacząłem robić sobie z nimi zdjęcia i rozdawać autografy. Nie przeszkadzało mi to, że zawsze gdy gdzieś wyjdę spotykam fanów, jestem zdania że to część mojej pracy, którą uwielbiam. Gdyby nie oni, nie byłoby mnie w tym miejscu, więc cierpliwie z nimi rozmawiam.
Gdy już skończyłem, fani zaczęli się rozchodzić, odwróciłem się i nagle w coś uderzyłem, a na spodniach poczułem ciepło. Popatrzyłem w bok i dostrzegłem dziewczynę, która stała i wpatrywała się we mnie z przepraszającą miną.
-Bardzo Cię przepraszam, nie wiedziałam, że akurat się obrócisz.
-Nic się nie stało, to ja powinienem być bardziej ostrożny. - Uśmiechnąłem się do niej, aby załagodzić całą tą sytuację. Jednak mój i jej wzrok przeniósł się na moje spodnie na których była wielka plama.
-Jednak się stało. Naprawdę przepraszam.
-Daj spokój to tylko spodnie. Ale dobrze, możesz mi za to kupić kawę, a ja Tobie napój który wylądował na moich spodniach i będziemy kwita. Co ty na to?
-Super.
Wskazałem dłonią, aby szła pierwsza do lokalu, dziewczyna zaczęła iść, a ja się rozglądnąłem i z ulgą stwierdziłem, że nikt się nam nie przygląda. Miałem już taki nawyk, że szukałem wszędzie aparatów, które czekały tylko na moje potknięcie.
Weszliśmy do środka, zajęliśmy miejsce, a po chwili kelnerka zabrała nasze zamówienia.
-A mogę wiedzieć, jak masz na imię? - Zapytałem ją, gdy przy naszym stoliku zapadła cisza.
-Danielle, a Ty?
-Nick. - Uśmiechnęliśmy się do siebie.
Nasza rozmowa była bardzo swobodna, o niczym konkretnym, a jednak nie nudziliśmy się przy sobie. Okazało się, że mnie nie kojarzy, dlatego powiedziałem jej tylko tyle, że zakończyłem swoją pracę i teraz chce się skupić na swoich marzeniach, nie okłamałem jej, po prostu nie powiedziałem całej prawdy. Danielle przyjęła to do wiadomości i więcej nie zadawała pytań o moją pracę. O niej dowiedziałem się, że jest fryzjerką i marzy o własnym zakładzie. Pochodzi z Denville, ma dwie siostry i brata. Ja też zacząłem jej opowiadać o sobie i bardzo mi się do spodobało. Zawsze wszyscy mnie znali i nie musiałem opowiadać o sobie. To naprawdę fajne uczucie!
Na sam koniec wymieniliśmy się swoimi numerami i wiedziałem, że na pewno się jeszcze spotkamy.

I o to jest dwójka :) 
Jestem ciekawa co sądzicie o tym rozdziale. Napisałam go już dawno, miał być pierwszym rozdziałem, ale plan się zmienił. Dziękuję za wszystkie komentarze przed wcześniejszym rozdziałem ! 
Liczę na szczere opinie ! :)

czytam=komentuję

4.02.2013

Rozdział 1

Will

Poczułem ten potworny ból, nie chodzi o ból fizyczny, ale psychiczny. To, że mnie bije da się jakoś przeżyć, ale to, że nie umiem się przed tym obronić boli najbardziej. Muszę się na to zgadzać, on ma na to prawo. Mam dopiero 19 lat, a czuję się na dużo więcej. Jednak przy nim zawsze jestem gówniarzem, pieprzonym tchórzem... Nie mogę odejść bo oni mnie potrzebują. Dlatego zgadzam się na to, żeby mnie tak traktował, zasłużyłem na to. Przecież to przeze mnie mama zmarła. Gdybym 5 lat temu wrócił o normalnej porze, obroniłbym ją przed złodziejami, ale zamiast wracać do domu, wolałem iść na próbę. Perkusja była ważniejsza...
Pamiętam to wszystko jak przez mgłę, ludzkie wspomnienia tak szybko uciekają... jak stare kasety vhs których już się nie da oglądnąć bo są zniszczone, a obraz zamazany.
5 lat temu perkusja była dla mnie wszystkim, uwielbiałem tworzyć na niej muzykę pasującą do dźwięków gitary. Uderzając w talerze czułem się wolny. Koledzy jak chcieli wyładować emocje szli i się bili, ja tak nie chciałem. Głupio się przyznać ale nie umiałem się bić, teraz już umiem.
Po śmierci matki już nigdy nie usiadłem przy perkusji.
Właśnie wtedy poszedłem do garażu kolegi, w którym mieliśmy miejsce na próby. Miałem 14 lat, a już wiedziałem co chcę robić w życiu. Nie marzyłem o sławie, chciałem po prostu grać dla ludzi. Nasz zespół miał być najbardziej znany na całym świecie, mieliśmy najlepszą wokalistkę, najlepszych gitarzystów. I mnie. Codziennie robiliśmy próby, wiedzieliśmy, że jeżeli chcemy osiągnąć nasz cel musimy ćwiczyć. Wchodząc do garażu słyszałem Sarę która ćwiczyła głos. Chłopaki nastrajali gitary w kącie.
Tego dnia miałam dobry humor, zaliczyłem przedmiot, dzięki czemu mogłem spokojnie zacząć wakacje. Mieliśmy na nie pewien plan, chcieliśmy jeździć do pobliskich barów i grać, żeby zarobić trochę kasy na nowy sprzęt. Mój tata obiecał rodzicom Sary i chłopaków, że będzie nas zawoził i odbierał, wszystko już było dopięte na ostatni guzik.
- To będą najlepsze wakacje! - Cieszyliśmy się z zespołem. Inne dzieciaki opowiadały, że te wakacje spędzają za granicą, a my po prostu się cieszyliśmy, że będziemy grać.
Próba trochę się przeciągnęła, bo straciliśmy poczucie czasu. Spojrzałem na zegarek i wiedziałem, że mama będzie zła, że nadal mnie nie ma. W domu mieliśmy pewne zasady, jedną z nich było że o godzinie 18 siadamy zawsze razem do kolacji. To był nasz rytuał i każdy się go zawsze trzymał. Oczywiście czasami nie było wszystkich na kolacji bo na przykład tata musiał zostać dłużej w pracy, albo mama musiała jechać na zakupy. To były wyjątki na które wszyscy się zgadzali.
Tego dnia też miał być taki wyjątek, moje rodzeństwo – Marissa (2 lata) i Seth (5 lat) – mieli jechać na weekend do dziadków, dlatego kolację miałem zjeść tylko ja z mamą, bo tata zawoził maluchy.
Zegarek pokazywał godzinę 19, dlatego szybko się pożegnałem z przyjaciółmi i pobiegłem do domu.
Naszą kolejną zasadą było to, że drzwi zawsze są zamykane na klucz. Okolica była spokojna, jeszcze chyba nigdy nie było tu włamania, ale rodzice woleli dla bezpieczeństwa zamykać drzwi. Czasami mnie to denerwowało, bo nigdy nie mogłem znaleźć klucza, a inne dzieciaki w okolicy po prostu wychodziły z domu bez zamykania drzwi. Rodzice zawsze mi powtarzali:
- Jak będziesz miał swój dom to zrozumiesz dlaczego zamykamy drzwi.
Zawsze w myślach powtarzałem, że nigdy tego nie zrozumiem.
Tego dnia gdy dobiegłem zdyszany do domu, drzwi nie były zamknięte na klucz co mnie trochę przeraziło a z drugiej strony chciałem im powiedzieć:
- A jednak zapomnieliście zamknąć!
Wszedłem wolno do domu, a w środku było bardzo cicho.
- Błogi spokój. Maluchów nie ma. - Pomyślałem.
Nie żeby moje rodzeństwo mi przeszkadzało, po prostu byłem w takim wieku, że czasami chciałbym się położyć w salonie na kanapie i nie słyszeć ich wygłupów.
Byłem przygotowany na awanturę ze strony mamy, miałem nadzieję, że jednak mi wybaczy i nie dostanę kary na początek wakacji. Jednak wchodząc w głąb domu nigdzie jej nie widziałem. Zaglądnąłem do kuchni a tam jej nie było, poszedłem do salonu, tam też pusto. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech, miałem nadzieję, że tym razem mi się upiekło.
Poszedłem schodami na górę, wchodząc do pokoju zobaczyłem, że drzwi do sypialni rodziców są uchylone. To też była zasada naszego domu, pokoje na piętrze zawsze były zamknięte.
Otworzyłem drzwi rodziców, sądząc, że mama tam jest i chciałem ją przeprosić.
Koło łóżka rodziców zauważyłem czerwoną plamę, nie pamiętam co wtedy pomyślałem, ale na pewno nie to, że zbliżając się do plamy zauważę mamę martwą.
Najpierw zacząłem krzyczeć, co jest chyba oczywistą reakcją, potem podbiegłem do niej i zacząłem nią szarpać prosząc aby się obudziła. Niestety nie obudziła się. Zmarła w wyniku uderzenia w głowę. Włamywacz musiał ją popchnąć, a ona uderzyła głową w kant łóżka.
Dlatego zgadzam się, żeby on mnie bił. Powiedział, że to moja wina, bo się spóźniłem, że gdybym był wcześniej ona by żyła. Zgadzam się z nim, wiem, że ma rację.
Nie usiadłem już nigdy do perkusji, przeprowadziliśmy się, zmieniłem szkołę. Potem poznałem Kathleen. Jesteśmy razem od roku i dopiero przy niej zacząłem się uśmiechać. Jest wspaniała. Kochamy się i wiem, że chcę z nią spędzić resztę życia. Tylko, że obiecałem jej, że będę z nią szczery, a nie jestem...
- Obiecaj mi coś. - Powiedziała mi któregoś dnia, gdy byliśmy na spacerze w parku.
- Co tylko chcesz.
- Nigdy mnie nie okłamuj, bądź ze mną szczery. - Poprosiła.
Obiecałem jej, że będę z nią szczery, ale gdy spytała skąd mam sińca na ręce okłamałem ją, że wygłupiałem się z Sethem. To był chyba pierwszy widoczny ślad, że on mnie bije. Zawsze bił tak, że nie było widać, za to było czuć.
Tym razem też poczułem ból, potworny ból i wiedziałem, że jutro nikt tego w szkole nie zauważy. A za co tym razem dostałem? Tym razem chyba za nic, po prostu stanąłem nie w tym miejscu co powinienem. Już się nauczyłem, że lepiej się nie pytać: Za co? Bo to tylko jeszcze bardziej go wściekało. Dlatego wolałem przeczekać jego złość. Po wybuchu zawsze jest dla mnie miły.
Mój tata jest dobrym człowiekiem, tylko trochę zagubionym. Stracił miłość swojego życia i został z trójką dzieci. Minęło 5 lat od śmierci mamy, a on nadal z nikim się nie związał, co tydzień jeździ na jej grób, a w rocznicę ślubu zamyka się w sypialni z butelką wódki. W domu nadal panują te same zasady, które panowały za życia mamy. Jestem mu za to wszystko wdzięczny. Jedyne co się zmieniło to jego stosunek do mnie, kiedyś mnie uwielbiał, a teraz? Czasami mnie nienawidzi, czasami kocha. Przy Kathleen zawsze mnie dobrze traktuje, a gdy jej nie ma wyżywa się na mnie.
Siedzieliśmy w czwórkę przy stole, jedząc kolację. Od jego wybuchu minęło około półgodziny. Od tamtej pory nie rozmawialiśmy ze sobą.
- Kupiłeś już garnitur? - Zapytał mnie. Za tydzień miałem mieć bal z okazji zakończenia szkoły.
- Jeszcze nie, jutro chcemy jechać z Kathleen po szkole do centrum, żeby coś kupić. - Wiedziałem, że zakupy z nią będą trwać godzinami, bo moja dziewczyna ma bardzo dobry gust i nie wyjdziemy ze sklepu dopóki nie znajdziemy garnituru pasującego do jej sukienki.
- Dobrze, przeleję Ci wieczorem pieniądze na konto. Później może zaprosić Kath do nas na kolację? - Zastanawiało mnie jak ona to zrobiła, że on ją tak uwielbia.
- Na pewno się ucieszy. – Uśmiechnąłem się do niego, a on odwzajemnił uśmiech. Cały tata, nie przeprosi mnie za to, że mnie bije, ale swoim zachowaniem pokazuje mi, że jest mu przykro. Ja wiem, że on tego nie chce, po prostu nie umie sobie poradzić z tym wszystkim. To go przerosło, dlatego staram się być wyrozumiały, dbam o rodzeństwo i o dom.
Mama na pewno by tego chciała…

Na początku chciałabym Wam podziękować za 7 komentarzy pod prologiem ! Bardzo, bardzo dziękuję !
Co do rozdziału to nie jest za długi, bo chcę, żebyście pomału wszystkich poznały.
Każdy rozdział będzie poświęcony innej osoby, ale w sposób, że się połapiecie o co chodzi.
Proszę Was o szczere komentarze.
Osoby, które chcą być informowane o nowych rozdziałach, proszę o informację w komentarzach.

I jeszcze chciałabym podziękować Patrycji za szablon i za zdjęcia bohaterów !! DZIĘKUJĘ !!;**

czytam = komentuję

24.01.2013

Prolog


„Miłość, wierność i uczciwość” – to trzy słowa, które ciężko przechodziły mi przez gardło w dniu ślubu. Ślubowanie, że „nie opuszczę Cię aż do śmierci” było łatwe, bo to oczywiste, w końcu bierze się z kimś ślub, po to aby być z tą osobą do końca życia. Nawet krótkiego jak w tym przypadku. Ale miłość? Przecież ja go nie kocham. Wierność? Przez cały nas związek nie byłam mu wierna, więc czy mogę mu ślubować, że będę wierna po ślubie? A uczciwość? Przecież sam ślub jest już nie uczciwy.

Pytanie, które on mi zadał przed ślubem wraca do mnie codziennie. „A co jeżeli zjawi się jakiś cud i on wyzdrowieje? Co wtedy? Będziesz z nim kochając mnie?”  Teraz wiem, że biorąc ten ślub popełniłam największy błąd w życiu, ale niestety, nie da się cofnąć czasu…


Ruszam z nowym blogiem, który mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu, proszę o szczere komentarze:) Jeżeli chcecie być informowani o nowych rozdziałach, proszę o namiary w komentarzach.
Szablon oraz zdjęcia bohaterów wykonała Patrycja za co jestem jej bardzo wdzięczna!!

CZYTAM = KOMENTUJĘ