22.02.2013

Rozdział 2

Nick

-Zakochałem się! – Ucieszony Kevin zaczął opowiadać o tym, że poznał dziewczynę swoich marzeń, że jest piękna, ma kręcone blond włosy. Jej uśmiech sprawia, że miękną mu kolana. Jest w tym samym wieku co on, jest inteligentna, pracuje w salonie fryzjerskim, do którego Kevin cztery miesiące temu wpadł przypadkiem, bla bla bla…
Spojrzałem na Joego, który chyba też już ma dość tej paplaniny naszego braciszka.
-A co u Ciebie Joe? – Zapytałem, gdy tylko na chwilę Kevin przestał gadać.
Siedzimy w kawiarni na rogu 15, chcemy pogadać o zespole. Przez ostatnie 5 lat pracowaliśmy bez odpoczynku, teraz chcemy trochę odpocząć, zająć się swoimi marzeniami. Ja chciałbym nagrać swoją płytę, Joe pojeździć po świecie a przede wszystkim pojechać do Afryki i pomóc potrzebującym, a Kevin chyba jeszcze sam nie wie czego chce, teraz to pewnie marzy tylko o spotkaniach z nową dziewczyną, potem wziąć ślub, założyć rodzinę. Zawsze o tym marzył, nie żebym ja tego nie chciał. Ale dopiero mam 20 lat, chce na razie spełnić swoje marzenia, dopiero potem gdy będę miał na to czas pomyślę o rodzinie. Rodzice pewnie nie byliby zadowoleni, gdybym im o tym powiedział, dla nich rodzina jest najważniejsza.
-Jutro jadę na weekend do rodziców, dawno ich nie widziałem, no i stęskniłem się za naszym braciszkiem, a Wy jakie macie plany na weekend?
-Ja chciałbym się spotkać z zespołem The Administration i pogadać o ewentualnej współpracy.
-Czyli na serio o tym myślisz? - Zapytał mnie Kevin.
-Myślę, że nadszedł ten czas, abyśmy mogli na chwilę od siebie odpocząć, odkąd pamiętam zawsze pracujemy razem.
-Dzięki temu w końcu będziemy mogli być braćmi, a nie wspólnikami. - Joe podzielał moje zdanie, akurat o jego reakcję się nie bałem, bo często z nim o tym gadałem. Bardziej martwiłem się co o tym sądzi Kevin, jednak jak się okazało niepotrzebnie.
-Uważam, że to bardzo dobry pomysł, każdemu z nas przyda się chwila dla siebie. Ale kiedyś wrócimy do tego, prawda? - Zapytał mój najstarszy brat.
-No jasne! - Ucieszyłem się, że moi bracia nie są na mnie źle, że chcę zacząć solową karierę. Od jakiegoś czasu chodził mi taki pomysł po głowie, a dopiero teraz czuję, że to wszystko może się udać bo mam poparcie moich braci.
Reszta spotkania przebiegła spokojnie, wspominaliśmy o początkach naszej kariery. O tym jak ciężko było nam się wybić, a potem wszystko poleciało tak łatwo. Rozmawialiśmy o naszych fanach, jak zareagują na wieść, że chcemy zrobić sobie dłuższą przerwę. Zastanawialiśmy się o naszej przyszłości, naszych planach.

Następnego dnia spotkałem się z zespołem, który od początku przypadł mi do gustu. Mieliśmy wspólne pomysły, tylko czasami szczegóły nam nie pasowały, ale w końcu i tak się dogadaliśmy i wszyscy byliśmy zadowoleni. Cieszyłem się, że następne miesiące będę mógł spędzić z ludźmi, którzy tak jak ja kochają muzykę i mają pasję w życiu bez której nie mogą żyć.
Po miesiącu pracy nad tekstem i muzyką weszliśmy do studia i zaczęliśmy nagrywać. Czasami spędzaliśmy w studio 20 godzin dziennie i wracaliśmy do mieszkań tylko po to, żeby wziąć prysznic, przespać się i przebrać.
Pierwszy raz w życiu nie spędzałem tyle czasu z moimi braćmi, ostatni raz widziałem się z nimi w kawiarni, dzień przez spotkaniem z Johnem, Michaelem, i Tommym. Praca nad czym swoim, prywatnym była dla mnie niesamowita przez co nie miałem nawet czasu pogadać z rodzicami i braćmi.

Wieczorem pewnego dnia, gdy wyszedłem ze studia w którym nagraliśmy piosenkę „Who I am” zadzwoniłem do Joe. Chciałem mu o tym wszystkim opowiedzieć. Zawsze łączyła nas specyficzna więź, byliśmy braćmi, ale co najważniejsze byliśmy przyjaciółmi. Wiem, że gdybyśmy nie byli spokrewnieni to prędzej czy później i tak byśmy się odnaleźli i zostali przyjaciółmi. Oczywiście Kevina też kochałem, ale pierwszą osobą, do której zawsze dzwoniłem, aby o czymś pogadać był Joe.
-To wszystko co się teraz wokół mnie dzieje jest jakieś niesamowite! - Wykrzyczałem do słuchawki.
Joe cierpliwie mnie wysłuchał, cieszył się razem ze mną.
-Jutro Kevin ma przestawić rodzicom swoją dziewczynę, podobno to coś poważnego. Przyjedziesz?
-Jutro? Kurcze chciałbym, dawno Was nie widziałem, ale nie mogę, umówiłem się z chłopakami. Ale jeżeli to coś poważnego to na pewno ją jeszcze poznam.

Następnego dnia rano w drodze do studia wstąpiłem do Starbucksa po kawę, aby się obudzić. To jedyne miejsce, gdzie są naprawdę pyszne napoje. Wychodząc oczywiście czekało na mnie przed wejściem kilka fanek. Podszedłem do nich, zacząłem robić sobie z nimi zdjęcia i rozdawać autografy. Nie przeszkadzało mi to, że zawsze gdy gdzieś wyjdę spotykam fanów, jestem zdania że to część mojej pracy, którą uwielbiam. Gdyby nie oni, nie byłoby mnie w tym miejscu, więc cierpliwie z nimi rozmawiam.
Gdy już skończyłem, fani zaczęli się rozchodzić, odwróciłem się i nagle w coś uderzyłem, a na spodniach poczułem ciepło. Popatrzyłem w bok i dostrzegłem dziewczynę, która stała i wpatrywała się we mnie z przepraszającą miną.
-Bardzo Cię przepraszam, nie wiedziałam, że akurat się obrócisz.
-Nic się nie stało, to ja powinienem być bardziej ostrożny. - Uśmiechnąłem się do niej, aby załagodzić całą tą sytuację. Jednak mój i jej wzrok przeniósł się na moje spodnie na których była wielka plama.
-Jednak się stało. Naprawdę przepraszam.
-Daj spokój to tylko spodnie. Ale dobrze, możesz mi za to kupić kawę, a ja Tobie napój który wylądował na moich spodniach i będziemy kwita. Co ty na to?
-Super.
Wskazałem dłonią, aby szła pierwsza do lokalu, dziewczyna zaczęła iść, a ja się rozglądnąłem i z ulgą stwierdziłem, że nikt się nam nie przygląda. Miałem już taki nawyk, że szukałem wszędzie aparatów, które czekały tylko na moje potknięcie.
Weszliśmy do środka, zajęliśmy miejsce, a po chwili kelnerka zabrała nasze zamówienia.
-A mogę wiedzieć, jak masz na imię? - Zapytałem ją, gdy przy naszym stoliku zapadła cisza.
-Danielle, a Ty?
-Nick. - Uśmiechnęliśmy się do siebie.
Nasza rozmowa była bardzo swobodna, o niczym konkretnym, a jednak nie nudziliśmy się przy sobie. Okazało się, że mnie nie kojarzy, dlatego powiedziałem jej tylko tyle, że zakończyłem swoją pracę i teraz chce się skupić na swoich marzeniach, nie okłamałem jej, po prostu nie powiedziałem całej prawdy. Danielle przyjęła to do wiadomości i więcej nie zadawała pytań o moją pracę. O niej dowiedziałem się, że jest fryzjerką i marzy o własnym zakładzie. Pochodzi z Denville, ma dwie siostry i brata. Ja też zacząłem jej opowiadać o sobie i bardzo mi się do spodobało. Zawsze wszyscy mnie znali i nie musiałem opowiadać o sobie. To naprawdę fajne uczucie!
Na sam koniec wymieniliśmy się swoimi numerami i wiedziałem, że na pewno się jeszcze spotkamy.

I o to jest dwójka :) 
Jestem ciekawa co sądzicie o tym rozdziale. Napisałam go już dawno, miał być pierwszym rozdziałem, ale plan się zmienił. Dziękuję za wszystkie komentarze przed wcześniejszym rozdziałem ! 
Liczę na szczere opinie ! :)

czytam=komentuję

4.02.2013

Rozdział 1

Will

Poczułem ten potworny ból, nie chodzi o ból fizyczny, ale psychiczny. To, że mnie bije da się jakoś przeżyć, ale to, że nie umiem się przed tym obronić boli najbardziej. Muszę się na to zgadzać, on ma na to prawo. Mam dopiero 19 lat, a czuję się na dużo więcej. Jednak przy nim zawsze jestem gówniarzem, pieprzonym tchórzem... Nie mogę odejść bo oni mnie potrzebują. Dlatego zgadzam się na to, żeby mnie tak traktował, zasłużyłem na to. Przecież to przeze mnie mama zmarła. Gdybym 5 lat temu wrócił o normalnej porze, obroniłbym ją przed złodziejami, ale zamiast wracać do domu, wolałem iść na próbę. Perkusja była ważniejsza...
Pamiętam to wszystko jak przez mgłę, ludzkie wspomnienia tak szybko uciekają... jak stare kasety vhs których już się nie da oglądnąć bo są zniszczone, a obraz zamazany.
5 lat temu perkusja była dla mnie wszystkim, uwielbiałem tworzyć na niej muzykę pasującą do dźwięków gitary. Uderzając w talerze czułem się wolny. Koledzy jak chcieli wyładować emocje szli i się bili, ja tak nie chciałem. Głupio się przyznać ale nie umiałem się bić, teraz już umiem.
Po śmierci matki już nigdy nie usiadłem przy perkusji.
Właśnie wtedy poszedłem do garażu kolegi, w którym mieliśmy miejsce na próby. Miałem 14 lat, a już wiedziałem co chcę robić w życiu. Nie marzyłem o sławie, chciałem po prostu grać dla ludzi. Nasz zespół miał być najbardziej znany na całym świecie, mieliśmy najlepszą wokalistkę, najlepszych gitarzystów. I mnie. Codziennie robiliśmy próby, wiedzieliśmy, że jeżeli chcemy osiągnąć nasz cel musimy ćwiczyć. Wchodząc do garażu słyszałem Sarę która ćwiczyła głos. Chłopaki nastrajali gitary w kącie.
Tego dnia miałam dobry humor, zaliczyłem przedmiot, dzięki czemu mogłem spokojnie zacząć wakacje. Mieliśmy na nie pewien plan, chcieliśmy jeździć do pobliskich barów i grać, żeby zarobić trochę kasy na nowy sprzęt. Mój tata obiecał rodzicom Sary i chłopaków, że będzie nas zawoził i odbierał, wszystko już było dopięte na ostatni guzik.
- To będą najlepsze wakacje! - Cieszyliśmy się z zespołem. Inne dzieciaki opowiadały, że te wakacje spędzają za granicą, a my po prostu się cieszyliśmy, że będziemy grać.
Próba trochę się przeciągnęła, bo straciliśmy poczucie czasu. Spojrzałem na zegarek i wiedziałem, że mama będzie zła, że nadal mnie nie ma. W domu mieliśmy pewne zasady, jedną z nich było że o godzinie 18 siadamy zawsze razem do kolacji. To był nasz rytuał i każdy się go zawsze trzymał. Oczywiście czasami nie było wszystkich na kolacji bo na przykład tata musiał zostać dłużej w pracy, albo mama musiała jechać na zakupy. To były wyjątki na które wszyscy się zgadzali.
Tego dnia też miał być taki wyjątek, moje rodzeństwo – Marissa (2 lata) i Seth (5 lat) – mieli jechać na weekend do dziadków, dlatego kolację miałem zjeść tylko ja z mamą, bo tata zawoził maluchy.
Zegarek pokazywał godzinę 19, dlatego szybko się pożegnałem z przyjaciółmi i pobiegłem do domu.
Naszą kolejną zasadą było to, że drzwi zawsze są zamykane na klucz. Okolica była spokojna, jeszcze chyba nigdy nie było tu włamania, ale rodzice woleli dla bezpieczeństwa zamykać drzwi. Czasami mnie to denerwowało, bo nigdy nie mogłem znaleźć klucza, a inne dzieciaki w okolicy po prostu wychodziły z domu bez zamykania drzwi. Rodzice zawsze mi powtarzali:
- Jak będziesz miał swój dom to zrozumiesz dlaczego zamykamy drzwi.
Zawsze w myślach powtarzałem, że nigdy tego nie zrozumiem.
Tego dnia gdy dobiegłem zdyszany do domu, drzwi nie były zamknięte na klucz co mnie trochę przeraziło a z drugiej strony chciałem im powiedzieć:
- A jednak zapomnieliście zamknąć!
Wszedłem wolno do domu, a w środku było bardzo cicho.
- Błogi spokój. Maluchów nie ma. - Pomyślałem.
Nie żeby moje rodzeństwo mi przeszkadzało, po prostu byłem w takim wieku, że czasami chciałbym się położyć w salonie na kanapie i nie słyszeć ich wygłupów.
Byłem przygotowany na awanturę ze strony mamy, miałem nadzieję, że jednak mi wybaczy i nie dostanę kary na początek wakacji. Jednak wchodząc w głąb domu nigdzie jej nie widziałem. Zaglądnąłem do kuchni a tam jej nie było, poszedłem do salonu, tam też pusto. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech, miałem nadzieję, że tym razem mi się upiekło.
Poszedłem schodami na górę, wchodząc do pokoju zobaczyłem, że drzwi do sypialni rodziców są uchylone. To też była zasada naszego domu, pokoje na piętrze zawsze były zamknięte.
Otworzyłem drzwi rodziców, sądząc, że mama tam jest i chciałem ją przeprosić.
Koło łóżka rodziców zauważyłem czerwoną plamę, nie pamiętam co wtedy pomyślałem, ale na pewno nie to, że zbliżając się do plamy zauważę mamę martwą.
Najpierw zacząłem krzyczeć, co jest chyba oczywistą reakcją, potem podbiegłem do niej i zacząłem nią szarpać prosząc aby się obudziła. Niestety nie obudziła się. Zmarła w wyniku uderzenia w głowę. Włamywacz musiał ją popchnąć, a ona uderzyła głową w kant łóżka.
Dlatego zgadzam się, żeby on mnie bił. Powiedział, że to moja wina, bo się spóźniłem, że gdybym był wcześniej ona by żyła. Zgadzam się z nim, wiem, że ma rację.
Nie usiadłem już nigdy do perkusji, przeprowadziliśmy się, zmieniłem szkołę. Potem poznałem Kathleen. Jesteśmy razem od roku i dopiero przy niej zacząłem się uśmiechać. Jest wspaniała. Kochamy się i wiem, że chcę z nią spędzić resztę życia. Tylko, że obiecałem jej, że będę z nią szczery, a nie jestem...
- Obiecaj mi coś. - Powiedziała mi któregoś dnia, gdy byliśmy na spacerze w parku.
- Co tylko chcesz.
- Nigdy mnie nie okłamuj, bądź ze mną szczery. - Poprosiła.
Obiecałem jej, że będę z nią szczery, ale gdy spytała skąd mam sińca na ręce okłamałem ją, że wygłupiałem się z Sethem. To był chyba pierwszy widoczny ślad, że on mnie bije. Zawsze bił tak, że nie było widać, za to było czuć.
Tym razem też poczułem ból, potworny ból i wiedziałem, że jutro nikt tego w szkole nie zauważy. A za co tym razem dostałem? Tym razem chyba za nic, po prostu stanąłem nie w tym miejscu co powinienem. Już się nauczyłem, że lepiej się nie pytać: Za co? Bo to tylko jeszcze bardziej go wściekało. Dlatego wolałem przeczekać jego złość. Po wybuchu zawsze jest dla mnie miły.
Mój tata jest dobrym człowiekiem, tylko trochę zagubionym. Stracił miłość swojego życia i został z trójką dzieci. Minęło 5 lat od śmierci mamy, a on nadal z nikim się nie związał, co tydzień jeździ na jej grób, a w rocznicę ślubu zamyka się w sypialni z butelką wódki. W domu nadal panują te same zasady, które panowały za życia mamy. Jestem mu za to wszystko wdzięczny. Jedyne co się zmieniło to jego stosunek do mnie, kiedyś mnie uwielbiał, a teraz? Czasami mnie nienawidzi, czasami kocha. Przy Kathleen zawsze mnie dobrze traktuje, a gdy jej nie ma wyżywa się na mnie.
Siedzieliśmy w czwórkę przy stole, jedząc kolację. Od jego wybuchu minęło około półgodziny. Od tamtej pory nie rozmawialiśmy ze sobą.
- Kupiłeś już garnitur? - Zapytał mnie. Za tydzień miałem mieć bal z okazji zakończenia szkoły.
- Jeszcze nie, jutro chcemy jechać z Kathleen po szkole do centrum, żeby coś kupić. - Wiedziałem, że zakupy z nią będą trwać godzinami, bo moja dziewczyna ma bardzo dobry gust i nie wyjdziemy ze sklepu dopóki nie znajdziemy garnituru pasującego do jej sukienki.
- Dobrze, przeleję Ci wieczorem pieniądze na konto. Później może zaprosić Kath do nas na kolację? - Zastanawiało mnie jak ona to zrobiła, że on ją tak uwielbia.
- Na pewno się ucieszy. – Uśmiechnąłem się do niego, a on odwzajemnił uśmiech. Cały tata, nie przeprosi mnie za to, że mnie bije, ale swoim zachowaniem pokazuje mi, że jest mu przykro. Ja wiem, że on tego nie chce, po prostu nie umie sobie poradzić z tym wszystkim. To go przerosło, dlatego staram się być wyrozumiały, dbam o rodzeństwo i o dom.
Mama na pewno by tego chciała…

Na początku chciałabym Wam podziękować za 7 komentarzy pod prologiem ! Bardzo, bardzo dziękuję !
Co do rozdziału to nie jest za długi, bo chcę, żebyście pomału wszystkich poznały.
Każdy rozdział będzie poświęcony innej osoby, ale w sposób, że się połapiecie o co chodzi.
Proszę Was o szczere komentarze.
Osoby, które chcą być informowane o nowych rozdziałach, proszę o informację w komentarzach.

I jeszcze chciałabym podziękować Patrycji za szablon i za zdjęcia bohaterów !! DZIĘKUJĘ !!;**

czytam = komentuję